top of page

Grubymi nićmi szyte, czyli jak naprawiano średniowieczne manuskrypty

Przez współczesny konsumpcjonizm kupujemy dużo, a nabywane przez nas przedmioty zazwyczaj są tanie, przez co nie grzeszą jakością. Koszulka za trzydzieści złotych na chińskiej stronie, trampki śmierdzące klejem za niewiele więcej. Skończyły się czasy, gdy para butów starczała na dziesięć lat. A starczała, ponieważ była wykonana ręcznie, z jakościowych materiałów, ale również dlatego, że po prostu opłacało się o posiadane rzeczy dbać i je naprawiać. Obecnie prościej jest kupić nowe trampki niż próbować ratować starą dziurawą podeszwę.


Świadczy to o tym, w jak uprzywilejowanych czasach żyjemy. Kiedy to dużo posiadamy, więc nie musimy martwić się o rozerwany rękaw płaszcza. Ot, stało się, idziemy do sklepu i kupujemy nowy.


Od zarania dziejów jednak człowiek podchodził do posiadanych przez siebie rzeczy zgoła inaczej. Wszystko wymagało wysiłku, czasu i umiejętności. O materiały, tkaniny, guziki, a nawet igłę i nitkę nie było łatwo. Trzeba było upolować zwierzę, oprawić je, odpowiednio spreparować skórę, z kości wystrugać igłę, a nitkę pozyskać na przykład z sierści, wełny czy roślin. Następnie należało spędzić długie godziny samemu szyjąc ubiór. Stawia to fakt posiadania czegoś w zupełnie nowym świetle.


Dlatego też od samego początku rozwijały się techniki mające na celu wydłużenie życia ubrań. Należał do nich haft, bowiem dzięki ściegom kładzionym równo obok siebie w miejscach podatnych na przecieranie, wzmacniano materiał, a w konsekwencji przedłużano jego życie. Dawno temu pisałam o sashiko, czyli japońskiej sztuce haftu mającej na celu tylko jedną rzecz - cerowanie w sposób, by uszkodzony element ubioru mógł służyć nie tylko osobie go noszącej, ale również kolejnym pokoleniom. W czasach, gdy tkaniny były towarem drogim, wykorzystywano je do momentu aż dosłownie nie rozpadły się w dłoniach - najpierw jako strój na święta, potem jako ubiór na co dzień, następnie ubiór nocny, na sam koniec jako szmatka lub ścierka.


Jednak nie tylko stroje były na wagę złota. To samo można powiedzieć o średniowiecznych manuskryptach, często pisanych przez dziesięciolecia przez jedną osobę, w ciemnej klasztornej celi. Czy książkę na napisanie której poświęcono dziesiątki lat wyrzuca się do kosza z powodu drobnej usterki? No nie.


Dlatego i manuskrypty naprawiano. Przyszywano luźne kartki, wymieniano zniszczone okładki, cerowano dziurawe strony.... Czekaj, co?!

Jacobus de Voragine, Legenda Aurea, Źródło: Cantonal and University Library Fribourg, Switzerland, Ms. L 34

Dokładnie tak - cerowano dziurawe, bądź podarte strony. Brzmi absurdalnie? Oczywiście! Jeśli jednak zagłębimy się w temat, nagle fakt naprawiania kartek za pomocą igły i nitki nabierze sensu.


Myśląc o książkach, przed oczami staje nam przedmiot wykonany z papierowych kartek sklejonych razem i oprawionych również w papierową okładkę. Inaczej było jednak w średniowieczu, kiedy to manuskrypty tworzono na pergaminie wykonanym z odpowiednio spreparowanej zwierzęcej skóry, najczęściej skóry owcy, kozy czy cielaka, najpierw moczonej, a następnie rozciąganej na drewnianych ramach. Potem, za pomocą ostrego noża, skrobano skórę, by pozbyć się z niej wszelkich pozostałości sierści czy mięsa. Często podczas tego czasochłonnego procesu na skórze pojawiały się dziury - czy to przez nieuwagę człowieka trzymającego nóż, czy to przez fakt, że skóra była różnej grubości, a przez to mniej lub bardziej podatna na mechaniczne uszkodzenia. W takich przypadkach skóra była cerowana jeszcze przed rozpoczęciem pracy skryby.


Jacobus de Voragine, Legenda Aurea, Źródło: Cantonal and University Library Fribourg, Switzerland, Ms. L 34

Oczywiście, dziury w stronicach powstawały również już po ukończeniu manuskryptu. W obu przypadkach haft wykonywali nie mnisi, lecz mniszki bądź zakonnice, które, jak widać, trenowały sztukę haftowania nie tylko na tkaninie, ale i bardziej specyficznych materiałach. Często zakony męskie i żeńskie funkcjonowały obok siebie, więc taki rodzaj współpracy między skrybą a mnisią hafciarką nie dziwi.


Faktu "łatania" strony nie próbowano w żaden sposób ukrywać. Wręcz przeciwnie - często używano kolorowych nici, a nawet inkorporowano dziurę i powstały na nim haft w ilustracje. Oczywiście, wiele zależało od tego, w jakim miejscu na stronie pojawiła się dziura bądź przedarcie. Kreatywność naprawiających je hafciarek jednak zdaje się nie mieć ograniczeń.


Bardzo wiele tego typu napraw możemy zobaczyć w księdze autorstwa Jakuba z Voragine Legenda Aurea, pochodzącej z XIV wieku. Złota legenda to jeden z najpopularniejszych zbiorów żywotów świętych, legend hagiograficznych i opowiadań apokryficznych. Jedną z kopii manuskryptu zeskanowała i udostępniła Cantonal and University Library Fribourg w Szwajcarii. Mamy w niej i gruby, kolorowy haft łączący rozdarcia, ale i bardziej misterne ściegi, za pomocą których cerowano mniejsze dziurki. Obejrzałam całą księgę i najbardziej podobały mi się strony z wieloma dziurkami, które cerowano różnymi kolorami nici. Wyglądały one jak małe gąsieniczki, które przysiadły na kartkach.



Omiliae lectionum sancti evangelii Venerabilis Bedae presbiteri numero quinquaginta, Źródło: Engleberg Abbey Library/ Cod. 47, f27r

Kolejnym przykładem manuskryptu z kartkami naprawianymi w ten sposób jest Omiliae lectionum sancti evangelii Venerabilis Bedae presbiteri numero quinquaginta, manuskrypt pochodzący z XII wieku, również udostępniony przez Bibliotekę w Szwajcarii. Wiele tutaj napraw znajdujących się na brzegach kartek, mamy jednak również kilka uszkodzeń, wokół których widnieją malutkie dziurki, świadczące o tym, że i one w pewnym momencie były naprawiane za pomocą nici. Na przestrzeni wieków jednak haft z jakiegoś powodu został usunięty. Może pękła nić? Może pod wpływem wieków uległa ona zniszczeniu? A może zrobiono to specjalnie? Pewnie nie dowiemy się już nigdy. Co ciekawe, kolory nici, których użyto do naprawy dziurek, są w bardzo podobnych odcieniach, co w przypadku Złotej legendy.


Johannes Cassianus, Collationes Patrum Żródło: Engleberg Abbey Library, Cod 37, 48r

Kolejne przykłady? Ależ proszę! Mamy manuskrypt Jana Kasjana Rozmowy z ojcami datowany na XII wiek. Dzieło to odegrało znaczący wpływ na kształtowanie się monastycyzmu zachodniego, tym bardziej nie dziwi więc, że starano się przedłużyć życie tego konkretnego manuskryptu za pomocą haftów. Bardzo ciekawy sposób naprawy znajdziemy na stronie 48 kopii udostępnionej przez Bibliotekę Engleberg Abbey. Ponownie - za pomocą nitki stworzono haft wzmacniający dosyć dużą dziurę. I tutaj jednak znajdziemy przykłady dziurek, po których pozostały jedynie ślady napraw, a także liczne otwory, których nikt naprawiać nie zamierzał, jedynie pisał kolejne wersy wokół nich. Ciekawe, na jakiej zasadzie wybierano, które uszkodzenia wymagają napraw? A może z jakichś nieznanych nam powodów zabrakło czasu na naprawę wszystkich uszkodzeń?

Johannes Cassianus, Collationes Patrum Żródło: Engleberg Abbey Library, Cod 37, 129r
Johannes Cassianus, Collationes Patrum Żródło: Engleberg Abbey Library, Cod 37, 130r

To, co jest dla mnie najbardziej zdumiewające i najpiękniejsze w historii tych manuskryptów to fakt, że średniowieczni mnisi nie wyrzucili pergaminu z tak wieloma niedoskonałościami powstałymi w trakcie jego tworzenia. Wręcz przeciwnie - zamienili wadę w zaletę. Czy to oni, czy też zręczne ręce zaprzyjaźnionych mniszek - poprzez użycie kolorowych nici w kontrastowych barwach zdawali się mówić: tak, jest tu dziura. I co z tego? Nie zamierzamy jej ukrywać, nie chcemy wtopić jej w tło. Zamiast tego uczynimy z niej kolejny atut tej książki!


Myślę, że wiele możemy się nauczyć od średniowiecznych mnichów (i mniszek). Nie tylko dbania o posiadane przez siebie przedmioty. Ale również nie skupiania się na tym, co stanowi mniejszą lub większą niedoskonałość. Niektóre z tych manuskryptów nie są wcale, średniowiecznym zwyczajem, bogato ilustrowane. Oprócz ozdobniejszych inicjałów nie ma tam za wiele upiększeń. To właśnie haftowane elementy zdają się być tym, co księgę zdobi. A przecież, u swych podstaw, powinny być czymś wręcz niechcianym.


Dziurki, przedarcia, wszystkie z pieczołowitością i czułością zacerowane, stanowią prawdziwe małe dzieło sztuki. Element, który nie umniejsza powadze, czy wykonaniu księgi. Wręcz przeciwnie - jest wartością dodatnią, pięknie ją uzupełniającą.

Berthold sacramentary, Żródło: Weingarten, Germany, 1215–1217, MS M.710.

Źródła:

  1. Fribourg/Freiburg, Bibliothèque cantonale et universitaire/Kantons- und Universitätsbibliothek, Ms. L 34, f. 99v – Jacobus de Voragine, Legenda Aurea (https://www.e-codices.ch/en/list/one/bcuf/L0034)

  2. Engelberg, Stiftsbibliothek, Cod. 47, Fore edge + Head – Omiliae lectionum sancti evangelii Venerabilis Bedae presbiteri numero quinquaginta (https://www.e-codices.ch/en/list/one/bke/0047)

  3. Engelberg, Stiftsbibliothek, Cod. 37, f. 48r + f. 48v – Johannes Cassianus, Collationes Patrum (https://www.e-codices.ch/en/list/one/bke/0037)

  4. Anika Burgess, The Artful Imperfection of Medieval Manuscript Repair, Atlas Obscura, https://www.atlasobscura.com/articles/medieval-manuscripts-embroidery

  5. Erik Kwakkel, The Skinny on Bad Parchment, Medieval Books, https://medievalbooks.nl/2014/10/24/feeling-good-about-bad-skin/

  6. Augusta Strand, A medieval book mended with silk thread, Uppsala University Library, https://web.archive.org/web/20131017052042/http:/www.ub.uu.se/en/Just-now/Projects/Completed-projects/A-medieval-book-mended-with-silk-thread/

  7. Berthold sacramentary, The Morgan Library and Museum (http://ica.themorgan.org/manuscript/thumbs/119041)


 

Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis będzie dla Ciebie pomocny. Jeśli tak właśnie jest, zapraszam do lektury innych wpisów na blogu, znajdziesz tutaj wiele ciekawostek ze świata haftu oraz porady, jak samemu zacząć przygodę z tą techniką :) Będzie mi również miło, jeśli poślesz ten post dalej i dasz o nim znać znajomym! A jeśli chcesz wesprzeć moją działalność, może postawisz mi wirtualną kawę? Wiadomo, że przy ciepłym naparze lepiej się pracuje! :D Wystarczy, że klikniesz w link poniżej ;) Z góry dziękuję i do usłyszenia!




Comments


Mereshka Shop Paulina Pleskot

Hej! Miło Cię widzieć!

Mam na imię Paulina i od 2018 roku zajmuję się haftem ręcznym. Uwielbiam haftować realistyczne zwierzęta oraz tworzyć wartościowe, edukacyjne treści, by przybliżyć tę piękną dziedzinę sztuki innym. Zapraszam do buszowania po blogu i zgłębianiu tajników haftu ;)

Czytaj dalej

Podoba Ci się to,
co robię?

Możesz wesprzeć mnie

poprzez postawienie wirtualnej

kawy lub zostanie Patronem w serwisie Patronite:)

Property1Variant3_8a7661fba9.png
bottom of page