Jakiej muliny używam i jak ją przechowuję?
Wakacje się skończyły, więc czas najwyższy wrócić do regularnego publikowania :) Po tak długiej przerwie nie chciałam tworzyć posta, do którego będę musiała spędzać godzin, czy dni na przygotowaniach i reaserchu, sięgnęłam więc po moją listę z pomysłami na kolejne tematy i wybór padł na ten. Zapraszam Was dzisiaj do mojej "pracowni" - pokażę Wam jakiej muliny używam podczas haftowania oraz jak ją przechowuję :)
Moja ukochana mulina
Pierwszą muliną, jaką kupiłam te kilka lat temu, był jakiś tani zestaw kreatywny dostępny w Biedronce. Ucieszyłam się, bo myślałam wtedy, że zrobiłam deal życia - taka tania mulina! A tyle kolorów! Szybko jednak okazało się, że w świecie haftu sprawdza się powiedzenie - tanie nie znaczy lepsze. A za niską ceną bardzo często idzie niska jakość. Mulina z Biedronki rwała się podczas haftowania, i to gdy używałam całego pasemka! Może do innych projektów ta mulina by się nadawała, do haftu jednak niezbyt.
Poszłam po rozum do głowy i zamówiłam w pasmanterii internetowej pierwsze materiały do haftu. Były tam tamborki, igły, a także mulina od polskiego producenta - Ariadny. Cena ich mulin jest niezwykle konkurencyjna w porównaniu z zagranicznymi mulinami firm Anchor, czy DMC. Jednak, moim zdaniem, to idealny wybór, szczególnie na start.
Odkąd użyłam muliny Ariadny po raz pierwszy, właściwie się z nią nie rozstaję. Wszystkie moje hafty powstają właśnie przy użyciu ich muliny. Również w moich zestawach startowych do nauki haftu realistycznego umieszczam muliny tego producenta. Są tanie, w wielu kolorach, a ich jakość naprawdę jest niezła. Jedyny minus, jaki zauważyłam? Niektóre kolory, jak granat, czy intensywna czerwień, farbują, gdy umieści się nitki pod wodą. Nauczyłam się z nich po prostu nie korzystać, ale przestrzegam, że jest taka możliwość, szczególnie te z Was, które pragną wyhaftować coś na białej bluzce - intensywnie czerwone maki wyhaftowane muliną Ariadny mogą nie być dobrym pomysłem...
Zawsze, gdy piszę o Ariadnie, mam wrażenie, że tworzę dla nich laurkę pochwalną. Prawda jest jednak taka, że ja naprawdę używam tylko ich muliny :D Bardzo bym chciała, by ten wpis był przez Ariadnę sponsorowany, ale tak nie jest - to tylko moje prywatne zdanie, które głoszę, gdy tylko mogę :)
Od jakiegoś czasu w moich haftach widać również motyw słońca, na tle którego znajduje się zwierzę, które portretuję. W ten sposób wyhaftowałam już jelenia, rysia, jaskółki i na tym na pewno nie koniec. Do haftowania takich elementów najlepiej nadaje się mulina metalizowana. Tej, niestety, w ofercie Ariadny nie znajdziemy. Sięgam zatem do konkurencji - DMC i ich muliny z serii Light Effects Mettalic. W serii dostępnych jest kilkanaście kolorów, poprzez fiolety i niebieskości, na zieleniach kończąc. Ja jednak używam tych w kolorze metali - złota, srebra, a także miedzi. Od razu zaznaczę, że praca z muliną metalizowaną nie należy do najprostszych i zdecydowanie odradzam ją, jeśli dopiero zaczynacie swoją przygodę z haftem. Mulina się strasznie rwie i potrzeba anielskiej wręcz cierpliwości, by uzyskać efekt, jaki się założyło. Nie zmienia to faktu, że te połyskujące refleksy na moich haftach warte są godzin walki z muliną metalizowaną.
Oprócz muliny, zdarza mi się użyć zwykłej, białej lub czarnej nici do szycia. Przyszywam nią flizelinę z nadrukowanym wzorem, a czasem haftuję bardzo drobne elementy, jak kocie wąsy.
Jak przechowuję mulinę?
W pracowni mam dosłownie wszystkie dostępne kolory muliny Ariadny. Wynika to z tego, iż na początku prowadzenia działalności gospodarczej, miałam też pasmanterię internetową nastawioną na sprzedaż artykułów do haftu. Stojak z muliną Ariadny stał dumnie w kącie mojego pokoju, a ja korzystałam z faktu, że mam na stanie wszystkie kolory. Gdybym jednak nie miała pasmanterii, moja kolekcja na pewno byłaby znacznie skromniejsza :) Prawda jest bowiem taka, że zazwyczaj sięgam w większości po odcienie beżów i brązów. Czasem wpadają zielenie. Ale prawdziwe szaleństwo zaczyna się, gdy haftuję jakiegoś ptaka. Wtedy takie zaplecze barw naprawdę się przydaje.
Przechowywanie takiej ilości muliny może być dosyć problematyczne. Bo albo zajmuje za dużo miejsca, albo nie da się tego w żaden sposób zorganizować na tyle, by móc znaleźć konkretny kolor, gdy jest on potrzebny.
U mnie sprawdza się najprostsze rozwiązanie - plastikowe pudełka na mulinę, które możecie kupić w każdej lepszej pasmanterii.
Mam cztery takie pudełka, w każdym znajdują się inne odcienie muliny: jedno z odcieniami żółtego, brązów oraz szarości, drugie - z odcieniami zielonego, trzecie - z czerwieniami i różami, oraz czwarte, którego używam zdecydowanie najrzadziej - z odcieniami niebieskiego i fioletu.
Każdy kolor mam nawinięty na plastikową bobinkę. Kiedyś używałam papierowych, by być bardziej eko, ale przy tak częstym używaniu, jak ma to miejsce u mnie, zupełnie się nie sprawdzały - zbyt szybko się niszczyły. Na każdą bobinkę nakleiłam kawałek naklejki, na którym napisałam, jaki jest to kolor. Jest to bardzo pomocne, szczególnie, gdy w czasie haftowania projektu skończy nam się dany kolor. Wtedy wiadomo, czego szukać w sklepie, bez konieczności zgadywania.
Kolory w danym pudełku mam ułożone odcieniami, a następnie numerami. W przypadku Ariadny jest to dosyć proste. Np. numery od 1810 do 1819 to coraz ciemniejsze szarości, kończące się na czerni.
Poza tym, w pudełkach, w największej przegródce, trzymam całe pasemka muliny z kolorów, o których wiem, że niedługo mi się skończą. Pozwala mi to kontynuować haftowanie bez żadnych przerw, nawet gdy zabraknie mi jakiegoś odcienia.
Wszystko jest uporządkowane i dzięki temu systemowi łatwo odnaleźć kolor, który mnie interesuje. Dodatkowo, pudełka idealnie mieszczą się w przestrzeń na komódce koło mojego biurka. Są zatem łatwo dostępne, a ja nie muszę szukać ich po szufladach, czy szafkach.
Inaczej sprawa ma się z mulinami, których używam do projektów, nad którymi obecnie pracuję. Doszłam do wniosku, że muszę mieć je w osobnym miejscu, by wiedzieć dokładnie, jakiego koloru używam i żeby nie szukać ich i nie wyjmować z pudełka za każdym razem, gdy będą mi potrzebne. Mam zatem małe drewniane pudełeczko, w którym może nie panuje największy porządek, ale spełnia ono swoją funkcję. Trzymam w nim nożyczki, igły, naparstek, oraz muliny, których używam. Wrzucam do niego również nitki - do haftu używam jedynie pojedynczej nitki muliny (w pasemku mamy ich sześć). Kiedy oddzielę pojedynczą nitkę, resztę wrzucam do tego pudełka - wiem, że na pewno będę jeszcze potrzebować tej barwy, więc nie muszę za każdym razem odcinać kawałka muliny z pasemka, mogę oddzielić nitkę z kawałka, który już został odcięty.
Sposób, w jaki przechowuję mulinę nie jest zatem rewolucyjny, ani kreatywny. Jest chyba jednym z najprostszych (poza wrzuceniem wszystkiego do jednego worka czy pudełka), ale spełnia swoje zadanie. W każdym momencie wiem, co gdzie mam, mam do tego łatwy dostęp, a także widzę, które kolory mi się kończą i muszę uzupełnić ich zapasy.
Jestem ciekawa, czy Wy macie jakieś kreatywniejsze sposoby na przechowywanie swoich przydasi? I, oczywiście, dajcie znać w komentarzu, jakiej muliny używacie na co dzień! Jestem ciekawa, jak w porównaniu z nimi wypada Ariadna :)
A jeśli ten post Ci się podobał, może postawisz mi kawę? ;) Kubek gorącego naparu przyda się podczas tworzenia kolejnych treści :)
Comments